wtorek, 2 czerwca 2009

"But się zepsuł, bo klientka była za gruba"

Relacja Radia Wrocław

http://www.prw.pl/articles/view/10615/but-sie-zepsul-bo-klientka-byla-za-gruba-posluchaj

poniedziałek, 21 lipca 2008

Levi's, czyli co robić, kiedy robią cię w wała

Głupia sprawa, pękły mi spodnie w kroku... Reklamować, nie reklamować...? Iść z reklamacją trochę wstyd... Ale i kasy szkoda. Na dżiny za stówkę machnąłbym ręką, ale na Levisy za trzy trochę szkoda. Zareklamowałem. Rzeczoznawca producenta uznał moją reklamację za niezasadną, a sprzedawca w sklepie poinformował mnie, że nie ma już możliwości odwoływania się od tej opinii i ewentualnie zostają mi tylko organizacje konsumenckie. Ponieważ ja z kolei za niezasadną uznaję opinię rzeczoznawcy, napisałem więc do FK i Rzecznika Praw Konsumenta. Poniżej mój list oraz odpowiedź z FK.

Zwracam się do Państwa z uprzejmą prośbą o pomoc w sprawie dotyczącej reklamacji spodni Levis. Spodnie te, za które zapłaciłem 270 zł, miałem na sobie zaledwie kilka razy. Wbrew opinii rzeczoznawcy sprzedawcy, nie były one użytkowane od pierwszego dnia po zakupie. 23 czerwca br., po kilku zaledwie „założeniach”, spodnie pękły w kroku w momencie, kiedy wsiadałem do pociągu jadąc do pracy. „Puściła” tkanina na odcinku o łącznej długości ok. 18 cm. Oczywiście rzeczoznawca ma rację pisząc, iż jest to uszkodzenie mechaniczne, oraz poniekąd również twierdząc, że było to związane z warunkami użytkowania (spodnie miałem na sobie). Nie zgadzam się jedna z konkluzją, iż reklamacja jest niezasadna. Rozdarcie tkaniny nastąpiło w trakcie normalnego użytkowania i nie ulega dla mnie wątpliwości, że powstało z powodu wadliwego wykonania przez producenta. Łatwo można udowodnić, że rozdarcie tkaniny nie nastąpiło z powodu wystąpienia mechanicznych czynników zewnętrznych (tzn. nie zahaczyłem krokiem o gwóźdź przechodząc przez płot).
Z poważaniem

Szanowny Panie,
Proponuję skontaktować się z najbliższym Inspektoratem Inspekcji Handlowej - instytucja ta prowadzi listę niezależnych rzeczoznawców. Należy skontaktować się z takim rzeczoznawcą i wnieść o wystawienie opinii w celu wykazania, iż rzecz posiada niezgodność z umową, za którą odpowiedzialność ponosi sprzedawca.
Jeżeli uzyskana opinia będzie dla Pana korzystna, proszę ponownie zgłosić się do sprzedawcy i pisemnie (za potwierdzeniem na kopii, względnie listem poleconym za zwrotnym poświadczeniem odbioru) zażądać zwrotu równowartości uiszczonej ceny oraz kosztów opinii rzeczoznawcy (od rzeczoznawcy należy pobrać rachunek za wystawienie opinii). Proszę załączyć kserokopię opinii.
Jeżeli sprzedawca nie zapłaci Panu żądanej sumy w wyznaczonym terminie (proszę wyznaczyć 7 dni), proszę zwrócić się o rozstrzygnięcie sporu do Stałego Polubownego Sądu Konsumenckiego (przy Inspektoracie Inspekcji Handlowej). Adresy Inspektoratów IH znajdzie Pan na stronie internetowej http://www.giih.gov.pl/.

Z poważaniem
Federacja Konsumentów Oddział w Warszawie
http://www.federacja-konsumentow.org.pl/

Czekam teraz na listę rzeczoznawców. O rozwoju wyadków będę informował na bieżąco.

wtorek, 15 kwietnia 2008

Odyseja kosmiczna 2008, czyli DHL

Ot, taka sobie paczka, paczuszka nawet, bo to kartridż do drukarki atramentowej… Przesyłka na terenie jednego miasta, więc normalny człowiek wsiadłby do autobusu albo na rower i w dwie godzinki załatwił sprawę. Ale kiedy sprawę w swoje ręce przejmuje globalna firma spedycyjna, nic nie jest tak proste, jak by się mogło wydawać. Ba, sprawa komplikuje się jak w filmie akcji made in Hollywood. Nie opisuję już tutaj całej niemalże dwutygodniowej odysei małej paczuszki i wszystkich zdumień, w jakie wprawiała mnie w tym czasie firma DHL. Poniżej przedstawię tylko skrócone podsumowanie, które przesłałem także mailem do DHL.

1. W kilka dni po wysłaniu do mnie paczki przez Sklep HP, w poniedziałek 7 kwietnia, na infolinii DHL otrzymałem wiadomość, że kurier już był u mnie, przesyłkę awizował, a drugi raz przyjedzie następnego dnia, we wtorek 8 kwietnia. Pani, z którą rozmawiałem obiecała, że kurier zadzwoni do mnie we wtorek rano, aby uzgodnić dokładną godzinę odbioru przesyłki. Kurier niestety nie zadzwonił, a we środę dowiedziałem się od tej samej Pani z infolinii, że zostawił ją u jakiejś pani Ireny Putkowskiej lub Tutkowskiej "spod ósemki". Niestety kurier nie potrafił wyjaśnić znaczenia owej tajemniczej ósemki: czy jest to numer domu (tylko gdzie ten dom?), czy mieszkania (ale w którym bloku?), czy tez bloku (ale na którym osiedlu?). Pani obiecała, że kurier będzie sobie przypominał, a jak już sobie przypomni, to oddzwonią.
2. We czwartek, a później w piątek, 10 i 11 kwietnia, otrzymałem informację, zarówno mailem, jak i telefonicznie, że przesyłka jest w terminalu DHL do odbioru osobistego. Telefonicznie złożyłem dyspozycję zwrotu przesyłki do nadawcy.
3. Również we czwartek z numeru 514****** zadzwonił do mnie kurier DHL z informacją, że ma dla mnie paczkę (zostawił mi wiadomość na poczcie głosowej). Kiedy do niego oddzwoniłem, okazało się, że owszem, ma paczkę, ale od innego nadawcy, dla odbiorcy o innym nazwisku, zamieszkałego przy innej ulicy, a w dodatku w innym mieście!! Tak na marginesie: fakt ten przeczy słowom Pani Sylwii Jedyńskiej, która stwierdziła, iż "W naszej ofercie nie posiadamy usługi preawizajcji, kurierzy nie dzwonią przed doręczeniem przesyłki". No cóż, nie jedyny to absurd w działalności tej firmy, którą miałem wątpliwą przyjemność obserwować w ciągu ostatniego tygodnia. Od siebie tylko dodam, że jestem przekonany, iż to jedynie swobodna elukubracja Pani Sylwii, ponieważ gdyby firma działała w ten sposób ("Jak nie siedzisz na tyłku w chałupie całą dobę, to spadówa i nie zawracaj głowy DHLowi, bo nasi kurierzy doręczają przesyłki tylko i wyłącznie wówczas, gdy mają na to ochotę oraz uznają doręczenie za stosowne, a nie wtedy, kiedy chciałby klient") w krajach Europy Zachodniej lub w Stanach, już dawno by jej nie było.
4. W poniedziałek 14 kwietnia nadawca poinformował mnie, że od DHL otrzymał informacje, że paczka została do mnie doręczona i pokwitowana przez kobietę, która podpisała się tym samym nazwiskiem, które i ja noszę. Jest to wierutna bzdura, ponieważ nie istnieje żadna pani o tym samym nazwisku, zamieszkująca pod tym samym adresem, co ja. Ktoś chyba po prostu chciał zatuszować swoją niekompetencję i próbował nieudolnie sfałszować list przewozowy.

Na zakończenie (oby) tej żenującej historii dodam jeszcze, że 15 kwietnia otrzymałem równocześnie dwa maile. Jeden od nadawcy paczki informujący mnie, że przesyłka do niego już wróciła, oraz drugi, od Pani Marty Błażejewskiej z DHL, która nadal szuka (i nadal, biedaczka, nie może odnaleźć) listu przewozowego, aby mi udowodnić, że paczka została do mnie skutecznie doręczona, a tylko jakiś defekt mojego umysłu nie pozwala mi uświadomić sobie tego faktu.

A może, żeby już tak całkiem zamknąć tę sprawę, należałyby się jakieś przeprosiny, dla mnie i dla nadawcy, co...?
Sami pewnie nie wpadlibyście na pomysł, że można klientów przeprosić za idiotyczne zamieszanie, jakiego się narobiło, ale ciekaw jestem, czy kogoś z DHL stać będzie na jakiś gest. Ale szczerze mówiąc, nie liczę na to zbytnio.

PS. Tydzień później: niestety nie myliłem się. DHL nie poczuwa się do jakiejkolwiek odpowiedzialności. Dla nich wszystko jest w porząsiu, więc po co kogoś przepraszać?

niedziela, 4 listopada 2007

Ile jest warte dobre imię CitiBanku?

Około 15 (piętnastu) złotych. 15 zł wystarcza, by na drugą szalę Citi Handlowy rzucił swoją reputację.
Sprawa miała miejsce ze trzy lata temu, ale nadal to pamiętam. Agentka z Citka sprzedała mi kartę kredytową, okłamując mnie przy tym co do opłat i oprocentowania. Kiedy w pierwszym miesiącu bank naliczył mi odsetki, próbowałem wyjaśnić sprawę, a równocześnie poinformowałem bank, że jego pracownica sprzedaje karty kredytowe świadomie udzielając przy tym klientom fałszywych informacji. Bank jednak mojej reklamacji nie uwzględnił. Odsetki rzecz święta, nawet jesli zostały wyłudzone dzięki oszustwu.
15 złotych - niby niewielka suma i nie ma o co kruszyć kopii... Ale chodzi o samą zasadę. Nie pozwolę się oszukiwać nawet na taką kwotę. A z drugiej strony dla Citi Handlowego suma wystarczająco duża, by sprzedać za nią swoje dobre imię. A niektórzy mówią, że reputacja jest bezcenna... Ale widać nie w Citku.
Z karty oczywiście natychmiast zrezygnowałem i od tej pory odradzam znajomym korzystanie z usług tego banku. A jeśli już musicie, to patrzcie im na te ich złodziejskie łapki, do których będą się przyklejać wasze pieniądze.

Co się opłaca sieci Oragne?

Jestem (czy też raczej lepiej powiedzieć: byłem) klientem firmy Orange (wcześniej Idea) od sześciu lat. W lipcu 2007 r. chciałem uruchomić usługę mobilnego Internetu. Poszedłem zatem do salonu firmowego Orange w Warszawie przy pl. Konstytucji. Oprócz bezprzewodowego dostępu do sieci potrzebowałem także urządzenia, za pomocą którego mógłbym z netu korzystać (telefonu z modemem). Niestety aparat, który Orange mi sprzedał, kiedy podpisywałem z nim ostatnią umowę (Siemens CXV70), zepsuł się i oddałem go do serwisu, sam natomiast korzystałem z pożyczonej kilkuletniej Nokii. Zapytałem zatem konsultantkę Orange (Marta Dybek) o możliwość zakupu odpowiedniego aparatu promocyjnej cenie. Dziewczyna zareagowała bardzo nerwowo i zaczęła tłumaczyć, że to niemożliwe. Na moje pytanie, czy polityka firmy jest taka, że bardziej opłaca jej się pozbyć długoletniego klienta niż zaproponować mu promocję na produkt, którego akurat potrzebuje, odpowiedziała, że WŁAŚNIE TAK. Wobec tego poprosiłem ją o kartkę papieru, ponieważ chcę napisać oświadczenie, że mam gdzieś taką firmę, która mnie w ten sposób traktuje i nie będzie już kolejnej umowy. Konsultantka, coraz bardziej nerwowa, powiedziała, że kartki nie dostanę i ona takiego pisma ode mnie nie przyjmie. Odpowiedziałem jednak, że jej opinia mnie nie interesuje i że ona nie może sobie tak po prostu przyjmować lub nie przyjmować dokumentów od klientów w zależności od swojego widzimisię. Poprosiłem też, żeby wezwała swojego managera. Po kilku chwilach przyszedł jakiś gość, dał mi papier, przeczytał, co napisałem i kazał jej to przyjąć.

Po jakimś czasie dostałem od Orange pisemną odpowiedź, że mogę ich cmoknąć w sam czubeczek, a jak mi się nie podoba to fora ze dwora. Pod pismem tym podpisała się pani Eliza Szmajda-Pawlina, pełniąca funkcję – uwaga! uwaga! – Starszego Konsultanta w Biurze Rozwoju Relacji z Klientami. No to rozwinęli ze mną relację, niech ich cholera…

Kuriozalna sprawa. Ciekawe, w imię czego firma Orange spławia w niemiły i niegrzeczny sposób klienta, który przez sześć lat płacił im regularnie rachunki (w tym czasie zaledwie jeden raz nie zapłaciłem w terminie, ale to była wina banku, który nie wykonał polecenia zapłaty)? Przestrzegam przed kontaktami ze złodziejami z Orange. Patrzcie im na ręce, ziomki.

Awantura o 20 złotych... czyli Psyche

Poniżej cytuję moją korespondencję z Federacją Konsumentów oraz Stowarzyszeniem Konsumentów Polskich w sprawie mojego sporu z księgarnią Psyche. W księgarni tej zakupiłem przez internet książkę, którą zdecydowalem się zwrócić. Odesłałem ją, natomiast pomimo moich listów, maili i telefonów księgarnia nie chciała zwrócić pieniędzy, wobec czego musiałem spróbować innej drogi. Oto mail, który wysłałem na adresy Mrothert@warszawa.um.gov.pl, konsument@warszawa.um.gov.pl, klub-stoleczny@federacja-konsumentow.org.pl:

Piszę do Państwa w sprawie mojego sporu z Księgarnią Psyche, mieszczącą się przy ulicy Chodakowskiej 19/31 w Warszawie.
W marcu bieżącego roku zakupiłem w tejże księgarni za pośrednictwem internetu książkę. Ponieważ jednak w tym czasie otrzymałem drugi egzemplarz, książkę zakupioną w Psyche postanowiłem zwrócić na podstawie Ustawy z 2 marca 2000 r. (Dz.U. Nr 22, poz. 271), odsyłając ja pocztą. Książka (nie rozpakowywana) została wysłana listem poleconym 26 marca 2007 r.
Po otrzymaniu przesyłki kierowniczka księgarni była bardzo zaskoczona i zatelefonowała do mnie z pytaniem, na jakąż to ustawę powołuję się w swoim liście. Następnie, jak mnie poinformowano, sprawę przekazała do rozpatrzenia swojemu prawnikowi. Pominę litościwym milczeniem fakt, że osoba prowadząca działalność handlową jest ignorantką w zakresie przepisów prawnych regulujących tęże działalność. Z mojego punktu widzenia najistotniejszy jest fakt, iż pomimo, że osobata została przez prawnika pouczona co do swoich obowiązków i pomimo kilkakrotnych obietnic zwrotu pieniędzy za zakupioną książkę, zwrot ten nie nastąpił.
Uprzejmie proszę o pomoc.
List ten wysyłam także do wiadomości księgarni Psyche.


I odpowiedź, którą otrzymałem:

Szanowny Panie,
Proszę pisemnie (listem poleconym) wezwać przedsiębiorcę do zapłaty, wyznaczając w tym celu termin dodatkowy 7dni. Jednocześnie proszę zastrzec, że bezskuteczny upływ tego terminu będzie równoznaczny z podjęciem przez Pana dalszych działań zmierzających do wyegzekwowania należnej kwoty oraz kosztów, które Pan poniósł w związku z brakiem zapłaty (koszty wezwania). Proszę raz jeszcze wskazać przedsiębiorcy przepisy, na podstawie których Pana żądanie jest skuteczne (art. 7 ust. w związku z art. 10 ust. 1 wspomnianej ustawy). W przypadku, gdyby sprzedawca nie zastosował się do treści wezwania, konieczne będzie wystąpienie o zapłatę do sądu powszechnego, właściwego dla miejsca wykonania zobowiązania (zazwyczaj miejsce zamieszkania kupującego).

Pomoc w sporządzeniu pozwu uzyska Pan w najbliższym Oddziale Federacji Konsumentów (adresy Oddziałów znajdzie Panna naszej stronie internetowej).
Z poważaniem

Michał Herde
Federacja Konsumentów Oddział w Warszawie
www.federacja-konsumentow.org.pl

Po dwóch miesiącach milczenia list ten oraz odpowiedź wysłana przez FK obudziły właścicielkę księgarni, panią Annę Resler-Maj. Dalszej korespondencji nie ma sensu cytować (ale jeśli ktoś chce przeczytać, to służę), najważniejsze bowiem, że pieniądze zostały mi zwrócone. Czego nie udało się dokonać prośbami i zwykłą rozmową, osiągnąłem dopiero dzięki temu, że bukinistka wystraszyła się organizacji konsumenckich. Z jednej strony dobrze, że to poskutkowało i nie musiałem się z nią szarpać po sądach, z drugiej jednak trochę straszne, że handlarka zareagowała dopiero na takie stanowcze postawienie sprawy i interwencję FK, po prawie dwóch miesiącach bezskutecznego dobijania się przeze mnie swoich praw. Co gorsza, Resler-Maj NIE ZNA odpowiednich przepisów, na mocy których miałem prawo zażądać zwrotu pieniędzy bez tłumaczenia się, dlaczego rezygnuję z zakupu. No i pewnie nie ona jedna, więc, ludzie, sami musicie poznać swoje prawa!

Poniżej dołączam jeszcze wzór skutecznego wezwania do zapłaty (dotyczy tylko zakupów dokonanych przez Internet):

Wezwanie do zapłaty

Wezwanie dotyczy zwrotu należności za książkę odesłaną do księgarni listem poleconym 26 marca 2007 r. Dodatkowy termin płatności wynosi 7 dni.

Zastrzegam jednocześnie, że bezskuteczny upływ tego terminu będzie równoznaczny z podjęciem dalszych działań zmierzających do wyegzekwowania należnej kwoty oraz kosztów, które poniosłem w związku z brakiem zapłaty (koszty wezwania).

Wyjaśniam równocześnie, iż żądanie jest skuteczne na podstawie art. 7 ust. w związku z art. 10 ust. 1 Ustawy z 2 marca 2000 r. (Dz. U. Nr 22, poz. 271).

Z poważaniem